środa, 28 maja 2014

Rozdział 6

     Gdy tylko rozległ się dzwonek na przerwę Ashley od razu do mnie podbiegła.
-Co takiego napisał ci Jai na ulotce? Opowiadaj, całą lekcję czekałam ze zniecierpliwieniem.
Ashley faktycznie wyglądała na bardzo zaciekawioną.
-Nic takiego. Dał mi swój numer- odpowiedziałam.
-Nic takiego?! Czy ty siebie słyszysz? Wiesz ile dziewczyn ci teraz zazdrości? Rozejrzyj się po klasie.
Miała rację. Większość dziewczyn siedziało w milczeniu i wpatrywało się w nas. Miałam wrażenie, że podsłuchują o czym rozmawiamy.
-Niby czego?- spytałam, chociaż powoli zaczęłam się domyślać. Przecież ten chłopak był mega przystojny.
-Jai to największy przystojniak w szkole. Prawie wszystkie dziewczyny za nim szaleją. Zwłaszcza tamta-
w tym momencie Ashley wskazała głową dziewczynę siedzącą naprzeciwko nas pod ścianą. 
Rozmawiała ze swoją koleżanką co chwilę na nas zerkając. Nie trudno było się domyśleć, że to my jesteśmy tematem rozmowy. 
-Kto to jest? 
-Megan. Jej ojciec jest ambasadorem znanej firmy. Dziewczyna uważa się za lepszą od innych. Patrzy na wszystkich z góry. 
- Tak jak teraz na nas?
-Dokładnie- Ashley popatrzyła w jej kierunku i zrobiła śmieszną minę. Rozbawiło mnie to strasznie. Kątem oka zauważyłam jak Megan popatrzyła na nią krzywo i razem ze swoją koleżanką wyszły z klasy.
-Łączy ją coś z Jai'em?- 
-No no, widzę, że zainteresowałaś się tym przystojniakiem- Koleżanka klepnęła mnie po ramieniu, a ja lekko się zarumieniłam. 
-Nie prawda- próbowałam zaprzeczać- Chcę tylko wiedzieć czy powinnam obawiać się Megan.
-Nic ich nie łączy. Jai nawet nie zwraca na nią uwagi, nie lubi takich plastikowych lalek. 
W tym momencie poczułam ulgę. Sama się sobie dziwiłam. Nie znam go kompletnie, a obchodziło mnie to, czy ma dziewczynę. Chyba coraz bardziej zaczynał mi się podobać. Przywołałam w myślach jego obraz gdy wszedł do klasy i uśmiechnął się do mnie. Poczułam ucisk w żołądku.
-Nie, nie, nie. Nie możesz się zakochać- karciłam siebie w myślach. 
Z moich rozważań wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Po chwili do klasy weszła młoda i promienna kobieta. Mieliśmy mieć teraz lekcję sztuki. Domyśliłam się więc, że jest to nauczycielka tego przedmiotu. 
- Witam was serdecznie. Na dzisiejszych zajęciach zajmiemy się szkicem. Przygotowałam dla was kilka przedmiotów z pośród, których możecie wybrać jeden i go narysować. 
Nauczycielka postawiła na ławce z samego przodu kilka rzeczy. Były nimi m.in kosz z owocami, wazon z kwiatami oraz obraz, na którym namalowana  była jakaś kobieta. Pomyślałam sobie, że naszkicuję kwiaty. 
Po około 20 minutach mój rysunek był gotowy. Podeszłam, więc do biurka żeby pokazać go nauczycielce.
- Muszę przyznać, że masz talent. Ogromny talent- dodała po chwili.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się serdecznie.
- Może miałabyś ochotę dołączyć do szkolnego kółka plastycznego? Spotykamy się co tydzień we wtorki. Teraz, gdy jest co raz cieplej mam zamiar zabierać uczniów w plener. Co ty na to?
- To świetny pomysł. Postaram się przyjść.
Ucieszyłam się z zaproszenia nauczycielki. Od dziecka lubiłam rysować. Pamiętam jak już w przedszkolu panie mówiły mojemu tacie, że powinien zapisać mnie na jakieś zajęcia żebym rozwijała swój talent. Tata jednak nigdy na to się nie zdecydował. Teraz wreszcie będę mogła szkolić się pod okiem kogoś kto ma o tym dużą wiedzę. Po lekcji sztuki czekały mnie jeszcze cztery inne lekcje. Czas szybko mijał i o godzinie 14 wyszłam ze szkoły. Ashley dogoniła mnie i część drogi wracałyśmy razem.
- Zadzwonisz do Jai'a?- spytała
- Czy dzisiaj jedynym tematem do rozmów jest Jai? Prawie cały czas o nim rozmawiamy.
- Tak, to jedyny temat hahah- Ashley zaczęła się śmiać- a tak na poważnie. Powinnaś coś z tym zrobić. Takie coś nie przytrafia się na co dzień. Wykorzystaj swoją szansę- powiedziała poważnie. 
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Że zadzwonię do niego i powiem 'hej, to ja'?
- Chociażby- znowu się uśmiechnęła- dzwoń do niego.
- Teraz?- spytałam trochę przerażona perspektywą rozmowy z nim.
- Tak, teraz.
- Okej...- sięgnęłam do torby i zaczęłam szukać ulotki z numerem telefonu. Przegrzebałam całą torbę, zaglądnęłam do wszystkich zeszytów i stwierdziłam, że nie mam tej ulotki.
- Jest jeden problem- powiedziałam do Ashley.
- Jaki?
- Nie mam ulotki.
- Jak to?! Pokaż torbę- Ashley zrobiła dokładnie to samo co ja przed chwilą- faktycznie jej nie ma. Co z nią zrobiłaś?
- Nie mam pojęcia. Widocznie musiałam ją wyrzucić przez przypadek.
- Szkoda...
Wielka szkoda- pomyślałam. Chciałabym do niego zadzwonić. Co prawda bałabym się strasznie, ale w końcu bym to zrobiła. Teraz nie miałam jak. Niestety. Z Ashley pożegnałam się jakieś 100 metrów od mojego domu. Tatę zastałam siedzącego w ogrodzie. Jak zwykle pracował.
- Wróciłam!
- Jak minął pierwszy dzień w nowej szkole?
- Myślałam, że będzie gorzej. Poznałam bardzo miłą dziewczynę. Mieszka niedaleko nas.
- Bardzo się cieszę.
- Zapisałam się też do kółka plastycznego.
- Na prawdę?
- Tak. W końcu będę chodzić na jakieś zajęcia. 
- Cieszę się.
Wiedziałam, że się nie cieszył. Nigdy nie popierał mojej pasji. Nie wiem kompletnie dlaczego. Niby co dziwnego jest w rysowaniu? Zdenerwowałam się trochę na niego. Poszłam do pokoju i nie wychodziłam z niego przez resztę dnia.
                                             
*                              *                            *
     Po powrocie ze szkoły poszedłem od razu do swojego pokoju. Jakoś nie miałem ochoty na obiad. Zawsze wtedy rozmawiamy o tym co przytrafiło się nam w ciągu dnia. Przyznaje, podoba mi się to. Dzięki temu zbliżamy się do siebie, ale co miałem dzisiaj opowiedzieć. Że spotkałem dziewczynę moich marzeń? Nie, to nie wchodziło w grę. Zaraz mama zaczęłaby się o wszystko wypytywać. Co prawda Luke wie o wszystkim, ale wiem, że nic o tym nie wspomni. Usiadłem na łóżku, włożyłem słuchawki w uszy i zacząłem słuchać Nirvany. Co chwila patrzyłem na telefon sprawdzając czy nie przyszła żadna wiadomość. Miałem nadzieję, że dziewczyna, której dałem numer odezwie się do mnie. 
- No i jak tam? Halo, Jai!- Luke wyrwał mi słuchawki z uszu. 
- Weź spieprzaj.
- Uuu coś mój braciszek nie w sosie. Co się dzieje? 
- Nic. Wkurzam się, bo ta dziewczyna się nie odzywa. 
- Coś nowego, no nie? Do tej pory nie przytrafiało ci się to. Dziewczyny dobijały się do ciebie drzwiami i oknami. 
- Jai! Masz gościa!- usłyszałem jak mama woła mnie z dołu.
- Już idę mamo!- zbiegłem po schodach. Gdy dotarłem do drzwi stanąłem jak wryty.
- Hej.
- Cześć Megan. Co tutaj robisz?- nie miałem pojęcia skąd ma mój adres ani po co tutaj przyszła. 
- Po prostu chciałam cię zobaczyć. Masz trochę czasu? -uśmiechnęła się do mnie. 
- Nie za bardzo- nie miałem najmniejszej ochoty gdziekolwiek z nią iść. 
- No chodź- pociągnęła mnie za rękę- zajmę ci tylko chwilę. 
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Miałem już tego dosyć. Wkurzała mnie ta dziewczyna. Odkąd pamiętam starała się do mnie zbliżyć. Może i jest ładna, ale według mnie nie ma w niej niczego interesującego, oprócz urody oczywiście. Typowa dziewczyna do zabawy. A ja nie jestem takim typem faceta. Co pozna dziewczynę, pobawi się jakiś czas i zostawi. 
- Bierzesz udział w talent show? - w końcu się odezwała. 
- Jeszcze nie wiem. A ty?
- Chyba tak. O ile znajdę kogoś kto zechciałby mi towarzyszyć. 
- Mmmhm
- Może mógłbyś mi pomóc?  Chciałabym zaśpiewać i potrzebuję kogoś kto mógłby zagrać na gitarze. Wystąpilibyśmy jako duet. Cudowny pomysł, prawda?
- Nie wiem czy dam radę. Mam teraz masę zajęć, więc byłoby ciężko znaleźć na to czas.
- Szkoda- wyraźnie posmutniała- daj znać gdyby coś się zmieniło.
- Okej.
Spacerowaliśmy jeszcze krótką chwilę, po czym stwierdziła, że musi już iść. Na pożegnanie dała mi buziaka w policzek i odeszła. Skierowałem się w końcu do domu. Po drodze spotkałem Skip'a.
- Siema stary, dobrze że cię widzę. Masz jutro czas?- spytał Skip.
- Nie bardzo. Mam lekcje do późna, a później jeszcze zajęcia plastyczne. Dlaczego pytasz?
- Myślałem, że się wszyscy spotkamy i powygłupiamy, jak to mamy w zwyczaju- zaśmiał się dosyć głośno.
- Kurde, a może przełożymy to na piątek?
- Okej, pogadam z James'em, a ty ze swoimi braćmi.
- W takim razie do zobaczenia.
- Trzymaj się- klepnęliśmy siebie po ramionach i każde z nas poszło w swoją stronę.
   Daniel był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Znałem go od dzieciństwa. Podobnie jest z James'em. Odkąd pamiętam zawsze, gdy mieliśmy wolny czas spotykaliśmy się w piątkę. Ja, Luke, Beau, James i Daniel. Jako dzieci najczęściej chodziliśmy na plac zabaw albo jeździliśmy na rowerach. Pamiętam, że świetnie się wtedy bawiliśmy. Teraz sporo się pozmieniało. Każdy jest zajęty sobą, mamy własne sprawy. Z tego powodu spędzamy coraz mniej czasu razem. Jednak kiedy dojdzie już do spotkania nie możemy przestać ze sobą rozmawiać. Bez przerwy nawijamy haha. Uwielbiam ich i wiem, że w każdej chwili mogę na nich liczyć. Ciągle rozmyślając nawet nie zauważyłem, że dotarłem do domu. Spojrzałem na zegarek. Było już dosyć późno. Mama siedziała w salonie i rozmawiała przez telefon. Pewnie babcia do niej zadzwoniła. Rozmowy telefoniczne były ich rytuałem. Dzwoniły do siebie co najmniej dwa razy w tygodniu i streszczały wszystko co się przytrafiło w ciągu tych kilku dni. Zaglądnąłem do pokoju Beau. Brata nigdzie nie było. Pewnie poszedł na jakąś imprezę. Skończył szkołę, nie pracuje, więc ma mnóstwo wolnego czasu. Wchodząc do mojego pokoju spojrzałem w stronę pokoju Luke'a. Drzwi były zamknięte, pewnie Lukey już spał. Trochę wcześnie jak na niego, ale cóż. Widocznie miał ciężki dzień.
Sam nie byłem lepszy. Gdy tylko położyłem się w łóżku od razu zasnąłem.
*                            *                                 *

I jak się podoba? Zachęcam do komentowania (:
Przepraszam, że tak rzadko pojawiały się nowe posty. W tym roku zdawałam maturę i nie miałam na to kompletnie czasu. Obiecuję, że teraz będę pisać znacznie częściej. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 5

     Nie mogłam spać dzisiejszej nocy. Wszystko, dlatego że następnego dnia miałam iść po raz pierwszy do nowej szkoły. Byłam strasznie zestresowana. Nie wiedziałam co mnie tam czeka. Jacy ludzie w niej będą, czy mnie polubią? Czy zostanę wyśmiana? Tak jak kilka lat temu... Bałam się też, tego jak nauczyciele będą się do mnie odnosić. Co prawda tata mówił, że szkoła cieszy się bardzo dobrą opinią i wysokim prestiżem. Może jednak nie będzie tak źle?- zastanawiałam się przez pół nocy. Zasnęłam dopiero ok. 2. Wstałam dosyć wcześniej, bo o 5.40. Spałam, więc bardzo krótko. Efekty niewyspania widać było gołym okiem. Podkrążone oczy, szara cera. Załamałam się, gdy spojrzałam w lustro. W takim stanie mam się pokazać? Przecież muszę zrobić dobre wrażenie. Umyłam się szybko, po czym zaczęłam nakładać podkład na twarz. Po ok. 15 minutach twarz była w miarę ogarnięta. Naszedł czas na ubiór. Już poprzedniego dnia wiedziałam co na siebie włożę. Mianowicie, biała sukienka z koronkowymi elementami i beżowe balerinki. Do tego dobrałam delikatne dodatki w postaci srebrnej bransoletki oraz wisiorka z serduszkiem. Gotowa do wyjścia spojrzałam w lustro. Byłam zadowolona z wyglądu. W tej samej chwili do pokoju wszedł tata.
- O już nie śpisz? Właśnie miałem cię obudzić.
- Wstałam dosyć wcześnie, a w nocy prawie w ogóle nie spałam. Wszystko przez ten stres.
- Nie masz czym się przejmować. Wszytko będzie dobrze, zobaczysz.- tata podszedł do mnie i mocno mnie przytulił- Wyglądasz zjawiskowo i z pewnością zrobisz dobre wrażenie. Chodź do kuchni, śniadanie czeka.
-Zaraz przyjdę.
Musiałam się jeszcze uczesać. Związałam włosy w luźny kok. W takiej fryzurze było mi bardzo wygodnie, a jednocześnie wyglądałam dosyć ładnie. Poszłam do kuchni, zjadłam śniadanie i udałam się do samochodu razem z tatą. Od razu włączyłam radio, żeby się odstresować. Leciały nawet fajne kawałki. Szkoła znajdowała się jedynie 5 km od mojego domu. Dojazd tam, zajął tam kilka minut. Pożegnałam się z tatą i wysiadłam z auta. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam robić, gdzie iść. Odwróciłam się, żeby sprawdzić czy tata dalej jest za mną. Nie było go. Stałam tak przez dłuższą chwilę. Widziałam masę ludzi, wchodzących do szkoły. Niektórzy patrzyli na mnie z zaciekawieniem. W sumie nic dziwnego, widzą dziewczynę, która stoi w bezruchu. Sama bym się patrzyła na taką osobę.
-Hej! Co tak stoisz?- usłyszałam miły głos. Spojrzałam w prawo. W moją stronę szła uśmiechnięta dziewczyna ubrana w pastelowe kolory.
-Jestem Ashley. A ty?
-Blanca.
-Miło mi cię poznać- uśmiechnęła się bardzo serdecznie- Może wejdziemy do szkoły? Bo trochę dziwnie to wygląda, że tyle czasu tutaj stoisz.
-Tak, jasne- odpowiedziałam trochę zdezorientowana.
-Więc, jesteś tutaj nowa?
-Tak. Parę dni temu przyjechałam tutaj. Wcześniej mieszkałam w Meksyku.
-Nie wyglądasz na meksykankę haha
-Tak, wiem- śmiałyśmy się razem przez krótką chwilę.
Weszłyśmy do szkoły, gdy było już po dzwonku. Byłam w lekkim szoku. Szkoła było bardzo nowoczesna i wszechstronna. Na ścianach wisiały gabloty z trofeami, dyplomy i różne plakaty.
-Do której klasy będziesz chodzić?- Spytała Ashely.
-Do drugiej o profilu przyrodniczym. A ty, do której chodzisz?
-Ja do tej samej! Chodź szybko, przedstawię cię.- Ashley złapała mnie za rękę i razem pobiegłyśmy na drugie piętro. Śmiałam się jak głupia.

                                                                  *             *             *
-Patrz Jai, jakieś dwie wariatki biegną.
Spojrzałem w stronę, w którą patrzył mój brat. I stanąłem jak wryty. Nie wierzyłem własnym oczom. Oto przede mną, biegła dziewczyna z centrum handlowego. Nawet nie pomyślałem, że kiedykolwiek ją jeszcze spotkam.
-Ej, co z tobą? Halooo- próbował do mnie dotrzeć Luke.
Dopiero, gdy dziewczyny weszły do klasy zareagowałem na głos brata.
-Nic takiego.
-Jak to nic?! Bez przerwy gapiłeś się na te dziewczyny. Mów o co chodzi.
-Dobra, powiem ci. Wczoraj, kiedy kupowałem prezent mamie, spotkałem tę dziewczynę.
-Którą?- dopytywał się Luke.
-No tę w białej sukience.
-Niezła laska z niej- brat objął mnie ramieniem- Ale powiedz coś więcej, rozmawialiście?
-Nie, wpadła na mnie i przeprosiła. Tyle.
-No to na co czekasz?! Właź do sali i rozdaj ulotki.
-Tak po prostu?
-Tak- Luke popchnął mnie w stronę klasy.
Ulotki, które razem rozdawaliśmy były na temat szkolnego 'talent show'. Impreza były organizowana w naszej szkole co rok, z okazji rozpoczęcia wiosny. Pomyślałem sobie, że to może być dobra okazja, żeby zostać zauważonym przez dziewczynę. Zapukałem do drzwi klasy i niepewnym krokiem wszedłem do środka. Wchodząc do sali starałem się znaleźć dziewczynę. No i znalazłem. Siedziała w pierwszej ławce pod oknem. Jednak nie popatrzyła się w moją stronę. Cóż, widocznie miała ciekawsze zajęcie.
-Dzień dobry, mogę coś ogłosić?- spytałem. I właśnie w tym momencie ta śliczna dziewczyna spojrzała na mnie. Posłałem jej mój piękny uśmiech. Przynajmniej wydaje mi się, że był piękny.
-Oczywiście- odezwała się nauczycielka.
-Nadszedł ten piękny czas, w którym ptaki ćwierkają coraz głośniej, a przyroda budzi się do życia. Wiecie co to oznacza?
-Talent show!- chórem wykrzyknęła cała klasa.
-Tak jest! Przyniosłem dla was ulotki. Zawarte są w nich wszystkie informacje. Tak, więc przeczytajcie je i w razie pytań zgłoście się do naszej cudownej nauczycielki sztuki.
Zacząłem rozdawać ulotki. Uczniowie byli podekscytowani. W końcu cały rok czekali na tę imprezę. W tym momencie ja czekałem na to, aż w końcu podejdę do ławki dziewczyny.
-Witam panią. Oto piękna i jakże ciekawe ulotka. Będzie jeszcze ciekawsza, bo dołączę do niej mały prezent.- W tym momencie sięgnąłem po długopis, który leżał na skraju ławki i zapisałem jej ową niespodziankę. Była to ostatnia ulotka jaką rozdałem, więc udałem się do wyjścia.
-A 'do widzenia' już nie może powiedzieć. Co za niewychowany chłopak.- usłyszałem krytykę nauczycielki. Uśmiechnąłem się w duchu.
-No w końcu! Dłużej się nie dało?
-Wybacz, dałem jej swój numer.
-No stary, tego się po tobie nie spodziewałem.- Luke ponownie objął mnie ramieniem i skierowaliśmy się do klasy obok.

                                           *                       *                     *

Podoba się? (:

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 4

        -Pobudka śpiochu!
Poderwałam się, bo nie wiedziałam co się dzieje. 
-Za pół godziny jedziemy na zakupy- oznajmił tata? 
-Jak to? Która godzina?
-Za pięć dwunasta. Zbieraj się, śniadanie jest gotowe i stygnie w kuchni.
No świetnie, zaspałam. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. W sumie się nie dziwię. Po tak męczącym dniu byłam wykończona. Potrzebowałam odpoczynku. Wstałam z materaca i poszłam się umyć. Umalowałam się i uczesałam, po czym zaczęłam szperać w walizce zastanawiając się co na siebie włożyć. Na zewnątrz było bardzo słonecznie. Pomyślałam, że jest dosyć ciepło, więc sięgnęłam po beżowe rurki i białą bluzkę na ramiączkach. Założyłam też kremowe sandałki.
-Blanca!
-Już idę tato!
Weszłam do kuchni, ale taty już w niej nie było.
-Pewnie czeka w samochodzie-pomyślałam. Wypiłam sok duszkiem i z pośpiechem zjadłam jajecznicę. Po czym wybiegłam z domu. Nie myliłam się. Tata czekał już w samochodzie wyraźnie poirytowany.
-Przepraszam. Nie gniewaj się na mnie- powiedziałam ze skruchą i szeroko się uśmiechnęłam. Tata spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech. Odetchnęłam z ulgą, że nie jest zły i zakupy pójdą o niebo łatwiej. Po jakichś 15 minutach byliśmy na miejscu. Sklep był ogromny. Pierwszą myślą po wejściu o sklepu było : tylko się nie zgub. Trzymałam się więc cały czas taty. Odpowiedni dział znaleźliśmy dosyć szybko.
-No to wkraczaj do akcji. Daje ci wolną rękę. Rozejrzyj się tutaj, ja za chwilę wrócę. Pójdę kupić trochę garnków do kuchni- powiedział tata i zniknął za rogiem.
No tak, przecież kuchnia to zaraz po gabinecie najważniejsze miejsce w domu. Gdyby mógł przebywałby w niej całymi dniami- pomyślałam. Rozejrzałam się szybko i od razu rzuciło mi się w oczy ogromne łóżko. Było z bardzo jasnego drewna. Niemalże białego. Poukładane na nim było mnóstwo poduszek. Pomyślałam sobie, że muszę je mieć. Hmm, więc łóżko już mam. Teraz czas na resztę- stwierdziłam i ponownie zaczęłam się rozglądać. Tym razem wzrok padł na biurko wykonane z takiego samego drewna co łóżko. Pomyślałam sobie, że musi to być jakaś kolekcja. Postanowiłam znaleźć resztę podobnych rzeczy. Po około pół godzinie miałam wybrane łóżko, biurko, szafę, toaletkę i inne równie ważne rzeczy. Wybrałam też parę drobiazgów, aby mieć czym udekorować pokój. Były nimi m.in dwa średniej wielkości obrazy, z namalowanymi kwiatami. Uwielbiam kwiaty i wszystko co jest związane z ogrodem. Zadowolona z samej siebie zaczęłam szukać taty. Miał przecież wrócić za krótką chwilę, a minęło już sporo czasu. Weszłam w pierwszą alejkę, ale go nie znalazłam. Przeszłam całą długość alejki. Ani śladu taty. Przemierzałam każdą część sklepu po kolei, zaglądałam w każdy zakamarek i wreszcie usłyszałam głos taty. Rozmawiał z kimś. Chyba o tym, które garnki są lepsze. Ceramiczne czy gliniane. Czy jakoś tak. Podążając za głosem wreszcie dotarłam, do części z artykułami kuchennymi. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Przecież to było oczywiste, że był właśnie tam. Głupia ja. Zauważyłam go od razu. Rozmawiał z jakąś kobietą, która zawzięcie mu coś tłumaczyła. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc postanowiłam jeszcze trochę pooglądać. Odwróciłam się gwałtownie i wpadłam na kogoś.
-Przepraszam- wybełkotałam po cichu i zaczęłam iść w swoją stronę.
-Nic się nie stało- usłyszałam w odpowiedzi.
Z wrażenia przystanęłam. Głos był cudowny. Po prostu piękny. Odczekałam krótką chwilę i powoli się odwróciłam. Zaczęłam wodzić wzrokiem po ogromnej sali. Aż w końcu go ujrzałam. Był po prostu piękny. Brunet z trochę dłuższymi włosami, lekko postawionymi do góry. Miał wyraźne rysy twarzy. Ubrany był w czerwoną bluzę z kapturem i szare, dresowe spodnie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Aż do momentu, w którym spojrzał na mnie. Od razu spuściłam wzrok, lekko się zarumieniłam. Byłam strasznie zawstydzona. Szybkim tempem zaczęłam iść w stronę taty. Jednak przez całą drogę czułam na sobie wzrok chłopaka.
- No i co? Udało ci się coś znaleźć?
- Tak, wybrałam masę ładnych rzeczy. Chodź to ci pokaże.
Pociągnęłam tatę za rękę i poszliśmy w stronę działu z meblami do sypialni. Po drodze minęliśmy tego cudownego chłopaka. Niestety stał odwrócony plecami... Pokazałam tacie wszystkie meble jakie chciałam mieć w swoim pokoju. Spodobały mu się, więc poszliśmy złożyć zamówienie. Sprzedawca powiedział nam, że już jutro będą w moim pokoju. Strasznie się ucieszyłam. Powrót do domu pokonałam we wspaniałym humorze. Nawet tata się temu dziwił.

*     *     *
W tym samym czasie

-Wróciłem!- krzyknąłem wchodząc do domu. Nikt nie zareagował. Poszedłem więc na górę i usłyszałem wrzaski dochodzące z mojego pokoju.
-No strzelaj! Jak on biegnie, no jak?!
-Po prostu nie umiesz grać. Haha! 
-Sam nie umiesz! 
Wszedłem do pokoju w chwili gdy Luke rzucił się na Beau. Przez chwilę obserwowałem ich bójkę po czym sam do nich dołączyłem.
-Oboje nic nie umiecie! Kto jest najlepszy w fifie? Jai!
-No na pewno!
Zanosiliśmy się śmiechem jeszcze przez chwilę. 
-Spokój już- skwitował Luke- kupiłeś coś mamie?
-Tak. Zastawę stołową i jakiegoś kwiatka. 
Wyjąłem z torby postawionej koło drzwi duże pudełko i równie dużego kwiatka. 
-No, ładnie się spisałeś braciszku- pochwalił mnie Beau.
-Zamówiliście tort?
-Tak. Mama wróci około 18. Musimy zrobić jej niespodziankę. Może schowamy się w kuchni i gdy do niej wejdzie z zakupami, nagle wyskoczymy? Co wy na to?- zaproponował Luke.
-Świetny pomysł- odpowiedziałem niemal równocześnie z Beau. 
Była 16.30. Mieliśmy więc prawie dwie godziny na przygotowanie małego przyjęcia. Wysprzątaliśmy kuchnię, ozdobiliśmy ją balonami i kolorowymi serpentynami. Przygotowaliśmy też małe przekąski do jedzenia. Nagle usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi. Lala zaczęła szczekać i wesoło merdać ogonem. Szybko schowaliśmy się gdzie popadnie. Po chwili mama weszła do kuchni.
-Wszystkiego najlepszego! 
Wyskoczyliśmy z naszych kryjówek i uściskaliśmy mamę po kolei. 
-Mamy dla ciebie parę drobiazgów. 
Wyjąłem zza pleców zastawę obwiązaną kokardą. Luke podarował mamie kwiatka, a Beau przyniósł tort z palącymi się na nim świeczkami. Zaczęliśmy śpiewać głośne "sto lat"
- Nie musieliście. Aż nie wiem co mam powiedzieć. Prezent musiał kosztować fortunę- mówiła wyraźnie wzruszona mama.
-To drobiazg. W końcu raz w życiu obchodzi się czterdzieste urodziny- powiedział Luke i mocno przytulił mamę. 
-Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie.
-Gotowe! 
Po chwili zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Mama była strasznie szczęśliwa, a my razem z nią. Nawet nie zauważyliśmy kiedy dobiła godzina 22. 
-Idźcie już spać, musicie jutro wstać wcześnie. Ja tutaj posprzątam. Strasznie wam dziękuję.
-Nie ma za co, dobranoc mamo.
-Dobranoc skarby. 
Dostaliśmy po buziaku w policzek i poszliśmy do naszych pokoi. Przebrałem się w piżamę i usiadłem na łóżku. Musiałem poczekać, aż łazienka się zwolni. W tej chwili pomyślałem o tym, co przydarzyło mi się dzisiejszego dnia. Mianowicie, o ślicznej dziewczynie ze sklepu... 
                                               


                                              *             *           *
I jak się podoba? (:


niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 3

          Dzień wyjazdu zbliżał się w szybkim tempie. Z tego powodu miałam strasznie dużo na głowie. Pomagałam tacie w załatwianiu spraw związanych z przeprowadzką, kończyłam swoje sprawy, ale najwięcej czasu spędzałam z Maribell. Chciałam się nacieszyć tą przyjaźnią. Maribell była chyba moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Przez ciągłe zmiany miejsca zamieszkania nie miałam nawet czasu na to, żeby kogoś bliżej poznać i zbliżyć się do niego. Potrzebowałam czasu, żeby przed kimś się otworzyć. Jestem w tych sprawach zbyt ostrożna. W końcu nigdy nie wiadomo jaki jest drugi człowiek i czy można mu zaufać. Z Maribell było jednak inaczej. Kiedy pierwszy raz z nią rozmawiałam czułam, jakbyśmy znały się od lat. Przed nią od razu się otworzyłam. Mogłam rozmawiać z nią godzinami. Wiedziałam, że mogę przyjść do niej z każdym, nawet najmniejszym problemem. Zawsze wtedy wysłuchiwała mnie i służyła dobrymi radami.
Dzisiaj spotkałam się z nią po raz ostatni. Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się przez długi czas, jednak kiedy nadeszła godzina pożegnania rozpłakałyśmy się.
-Nie chcę żebyś wyjeżdżała...
-Nie mam wyjścia... Ale nie martw się. Odwiedzisz mnie jak tylko będziesz mogła- pocieszałam przyjaciółkę.
-O ile rodzice mi pozwolą.
-Pozwolą, pozwolą. Już ja to załatwię-powiedziałam przez łzy.
-Obiecajmy sobie, że chociaż raz w tygodniu będziemy ze sobą rozmawiać przez skype'a- zaproponowała Maribell.
-Świetny pomysł! Będziemy rozmawiać po kilka godzin dziennie haha!
-Znając nas, pewnie masz rację- odpowiedziała rozweselona przyjaciółka.
-Chyba muszę już iść. Tata prosił, żebym wróciła szybciej do domu.
-W takim razie do zobaczenia, a raczej usłyszenia. Nie zapomnij o mnie!
-Głuptasie, jak mogłabym zapomnieć? Zadzwonię do ciebie jak tylko dolecę na miejsce.
Przytuliłyśmy się na pożegnanie i trochę zmartwiona wróciłam do domu. Cieszyłam się z perspektywy życia w wymarzonym kraju, ale jednocześnie obawiałam. Nie wiedziałam przecież co mnie czeka. Jacy ludzie będą w szkole, do której będę chodzić. Jakie będę mieć sąsiedztwo. Takie myśli towarzyszyły mi przez całą drogę powrotną. Gdy wróciłam do domu tata pakował walizki do taksówki. Zdziwiłam się, bo mieliśmy jechać na lotnisko trochę później.
-Dobrze, że przyszłaś. Myślałem, że już nie zdążymy.
-Ale jak to? Dlaczego jedziemy tak wcześnie?
-Coś mi się pomieszało i cały czas myślałem, że wylot mamy o 22.
-A nie mamy?- spytałam zdziwiona.
-Nie, lecimy już o 19. Więc wskakuj szybko do samochodu. Zapewniam cię, że spakowałem wszystkie twoje rzeczy.
-Ok, już wsiadam- wskoczyłam szybko do auta.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Szybkim krokiem skierowaliśmy się w stronę odprawy, by po chwili udać się na pokład samolotu.
-No i jak samopoczucie- spytał mnie tata.
-Trochę się boję.
-To zrozumiałe, ale nie martw się. Wybrałem dla ciebie najlepszą szkołę w mieście. Dzielnica, w której będziemy mieszkać słynie z miłych i towarzyskich mieszkańców.
-Właśnie tym się najbardziej martwię.
-Widzisz jak dobrze cię znam?- uśmiechnął się tata- zdrzemnij się trochę, bo przed nami długi lot.

          Obudził mnie głos stewardessy, która oznajmiła, że zbliżamy się do lądowania i poprosiła o zapięcie pasów. Posłusznie wykonałam jej polecenie i spojrzałam za okno. Widok był cudowny. Mogłam podziwiać całe miasto z lotu ptaka. Po chwili opuszczaliśmy samolot. Byłam zaskoczona temperaturą jaka panowała na zewnątrz. Było naprawdę gorąco.
-I jak pierwsze wrażenie?
-Jest wspaniale, tato- odpowiedziałam z wielką radością.
Skierowaliśmy się do autobusu, który miał zawieźć nas do naszej dzielnicy. Jechaliśmy około pół godziny. Gdy wysiadłam z autobusu, tata przeszedł parę kroków i stanął przed dużym domem.
- Witaj w naszym nowym domu.
Stanęłam jak wryta. Dom był piękny. Miał beżowe ściany i wielkie okna. W ogrodzie rosło mnóstwo krzewów i kwiatów. Zwiedziłam cały ogród i byłam nim zauroczona.
-Tutaj jest cudownie!- podbiegłam do taty i przytuliłam go z całych sił.
-Najlepsze jeszcze przed tobą-podał mi klucze do drzwi.
Nie mogłam włożyć klucza do zamka, bo cała się trzęsłam. Nie mogłam doczekać się tego co zobaczę w środku. Byłam przekonana, że dom będzie tak samo piękny jak ogród. No i nie myliłam się. Po otwarciu drzwi zobaczyłam duże, brązowe schody, które prowadziły na piętro. Po lewej stronie znajdowała się duża i jasna kuchnia. Od razu pomyślałam, że tata będzie spędzać w niej godziny. Po prawej stronie drzwi wejściowych był salon. Podobał mi się sposób w jaki został urządzony. Był w moim stylu. Ściany pomalowane były na ciemny beż. Wisiało na nich dużo czarno-białych obrazów. Na ścianie bez okien znajdował się kominek. Obok niego ustawione były niski stolik i brązowe sofy. W pokoju nie było dywanu. Zamiast niego położone były deski o ciemnym kolorze. Na parterze znajdowała się jeszcze łazienka i gabinet dla taty. Na piętrze znajdowały się sypialnie.
-Która moja?- zapytałam tatę.
-Ta na prawo.
Weszłam do pokoju i zdziwiłam się trochę. W porównaniu z tym co widziałam wcześniej, mój pokój by po prostu brzydki. Ściany pomalowane były na biało a w kącie pokoju znajdował się tylko materac. Jedyne co przykuło moją uwagę był balkon, z którego mogłam podziwiać piękne widoki.
-Wiem, że nie jest tu za ładnie, ale wolałem niczego nie urządzać. W końcu to twój pokój. Jutro pojedziemy na zakupy- wyjaśnił tata.
-Jesteś kochany! W takim razie muszę zabrać się za projektowanie.
Mój cały początkowy smutek poszedł w niepamięć. Zastąpiły go radość i entuzjazm. Od razu zaczęłam się zastanawiać jak urządzę swój pokój. W przerwach projektowania pomagałam tacie w rozpakowywaniu rzeczy. I właśnie tak upłynął mój pierwszy dzień w Australii...
                       *                                                  *                                                 *
Przepraszam, że długo nie pisałam. Nie miałam kompletnie czasu. Następny rozdział postaram się dodać w weekend. Zachęcam do komentowania (:

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 2

Tatę zastałam siedzącego na ławie w ogrodzie. Jak zwykle robił coś na swoim laptopie. Kiedy tylko mnie zobaczył, zamknął go i odłożył na stolik.
-Jak było na spotkaniu? Nagadałyście się?- zapytał mnie tata.
-Bardzo fajnie. Brakło nam nawet czasu żeby o wszystkim porozmawiać haha!- odpowiedziałam z rozbawieniem- a tobie jak poszło w pracy?
-Dostałem ten awans.
-No to świetnie!
-Nie jestem tego taki pewien..
- Jak to? Tak bardzo na niego oczekiwałeś.
-Szef dał mi jeden warunek.
-Jaki?
-Wyjazd do innego kraju- powiedział ze smutkiem tata.
-Co takiego?! Kolejny raz musimy wyjeżdżać?
-Tak, ale nie martw się. Będzie nam tam lepiej niż tutaj. Miasto jest wspaniałe, ludzie..

Nie mogłam tego słuchać. Pobiegłam do swojego pokoju, zatrzasnęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Nie wierzyłam dlaczego znowu mi to robi. Mógł przecież odmówić. Ale nie... On jest najważniejszy. On i jego praca.
-Ciekawa jestem czy pomyślał o mnie? Czy zastanowił się jak ja się czuję, kiedy jestem zmuszona do tak częstych zmian?- zaczęłam rozmyślać nad tym wszystkim. Nie zdążyłam nawet całkowicie  przyzwyczaić się do tego miasta, a już musiałam je zmieniać. Nie wiedziałam jak dalej będzie wyglądać moje życie. Czułam jakiś dziwny nie pokój. Nie było to normalne, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie odczuwałam. A przecież miałam za sobą już wiele takich przeprowadzek. Zastanawiałam się jakby to wszystko wyglądało gdyby nas nie zostawiła. Jednak szybko odrzuciłam od siebie tą myśl. Mama dla mnie nie istniała. Która normalna kobieta zostawia swoją rodzinę? Żadna. Mimowolnie spojrzałam na szafkę stojącą koło łóżka. Znajdowało się na niej zdjęcie oprawione w niebieską ramkę. Byłam na nim razem z Maribell. Zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno. Nie chciałam zrywać naszej przyjaźni. Przez te prawie dwa lata zdążyłam się do niej przywiązać. Prawie każdy dzień spędzałyśmy razem, co sprawiło, że byłyśmy prawie jak siostry. Wiadomo, nie zawsze było kolorowo, ale chyba każda przyjaźń ma czasami takie okresy. Kiedy miałam już do niej dzwonić i powiedzieć tą złą nowinę, tata wszedł do pokoju.
-Puka się!- okrzyczałam go.
-Przepraszam. Chciałbym z tobą porozmawiać.
-Domyśliłam się- odpryskiwałam mu niemiło.
-Może pójdziemy na spacer i porozmawiamy w spokoju?
-No niech ci będzie- odpowiedziałam z widoczną niechęcią.

          Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Moja złość częściowo odparowała, więc postanowiłam zacząć rozmowę.
- Gdzie wyjedziemy?
-Na inny kontynent. Do Australii.
Zrobiłam wielkie oczy. Wyjazd do tego kraju był jednym z moich marzeń. Zawsze wyobrażałam sobie siebie biegającą z aparatem i robiącą zdjęcia kangurom. Czytałam wiele książek na temat tego pięknego miejsca i to dzięki nimi uwielbiam ten kraj. Pamiętam dzień, w którym dostałam moją pierwszą książkę o Australii. Było to w dniu moich dwunastych urodzin. Początkowo zaglądałam do niej niechętnie, ponieważ nudziły mnie długie i wtedy dla mnie nudne, opisy przyrody. Jednak pewnego dnia, natrafiłam na opis Ayers Rock i jej otoczenia. Z nudów wpisałam nazwę w internecie i wyświetliłam pierwsze, lepsze zdjęcie. To co wtedy zobaczyłam zszokowało mnie. Jak tam jest pięknie!- pomyślałam. Od tamtego dnia, z coraz większym zainteresowaniem czytałam opisy najciekawszych miejsc tak bardzo pięknego kraju. Książka jaką dostałam nie była pierwszą i ostatnią książką o Australii. Kiedy skończyłam ją czytać, dosłownie pobiegłam do pobliskiego sklepu i kupiłam następną. Tak jest do dnia dzisiejszego. Po prostu jestem zakochana w tym kraju! Ale wracając do rozmowy z tatą.
-Mówisz serio?
-Jak najbardziej- odpowiedział tata.
Rzuciłam mu się na szyję i nie mogłam przestać się śmiać.
-Mogłem od razu ci powiedzieć. Uniknęłabyś przynajmniej smutków-powiedział
-Oj tam, tato. Teraz to już jest nieistotne. Najważniejsze jest to, że zobaczę te wszystkie piękne miejsca, o których czytałam. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Wyobrażam to sobie.
Dalsza część spaceru wyglądała zupełnie inaczej. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, planując jak będzie wyglądał nasz dom, ogród i wszystko inne w nowym miejscu. Ludzie w parku dziwnie na nas spoglądali, ale nie przejmowałam się tym. Dla mnie liczyło się tylko jedno. Wyjazd do Australii!

            *                                     *                                   *
I jak Wam się podoba? (:

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 1

     Obudziłam się o 7 rano. Było to dosyć wcześnie jak na mnie. Zazwyczaj w soboty spałam do godziny 10. Dzisiaj wstałam tak wcześnie bo byłam umówiona na spotkanie z Maribell. Przyjaźniłam się z nią odkąd przyjechałam razem z tatą do Meksyku. Za miesiąc miną dokładnie dwa lata od tamtego wydarzenia. Nie podoba mi się to miasto. Ludzie są jacyś dziwni, nie mili. Każdy myśli tylko o sobie, nie zważając na to co czuje ktoś inny. Jedyne co lubię w tym mieście to pogodę. Jest tutaj słonecznie i bardzo ciepło. Rzadko kiedy niebo staje się pochmurne. Niestety dzisiaj jest właśnie taki dzień.. 

Spojrzałam przez okno i pierwsze co zobaczyłam to szare, zachmurzone niebo. Mój dosyć dobry humor od razu uległ pogorszeniu. Wstałam szybko z łóżka i poszłam do kuchni. Był już w niej mój tata, który robił naleśniki z serem i owocami.
- O widzę, że moja córcia wcześnie wstała.
- Spotykam się dzisiaj z Maribell i tylko dlatego już nie śpię.
- To bardzo dobrze. Chociaż dziś zjesz ciepłe śniadanie- podał mi talerz z dwoma dużymi naleśnikami i uśmiechnął się.
- Coś się stało, że jesteś taki szczęśliwy?- spytałam z ciekawością.
- Szef chce dzisiaj porozmawiać ze mną o awansie, dlatego muszę już iść. Nie chcę się spóźnić- podszedł do mnie i pocałował w czoło na pożegnanie. 
-Powodzenia- krzyknęłam za wychodzącym już tatą.

Po zjedzeniu śniadania poszłam do łazienki się umyć. Spojrzałam w lustro. O dziwo byłam zadowolona z mojego wyglądu. Nie byłam brzydka, ale też nie jakoś specjalnie ładna. Ot, zwykła dziewczyna. Przynajmniej za właśnie taką się uważałam. Swoim wyglądem sporo się wyróżniałam na tle koleżanek. Jestem blondynką o niebieskich oczach. Mam też bardzo jasną karnację. Z tego powodu od razu widać, że jestem nietutejsza. Swoim wyglądem wzbudzam dosyć duże zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Spotykałam się nawet z kilkoma chłopakami, jednak żaden nie okazał się być tym odpowiednim, tym jedynym. Po krótkiej chwili rozważań nad moim wyglądem umyłam się i uczesałam. Potem założyłam na siebie czarne leginsy, dłuższy sweter i ciemne balerinki. Spojrzałam w lustro- no to ci się dzisiaj udało- pochwaliłam samą siebie. Zadowolona wyszłam z domu, by po chwili spotkać się z przyjaciółką. Czułam, że będzie to dobry dzień. 
   Gdy dotarłam do kawiarni Maribell już w niej była. Siedziała przy stoliku i znudzona popijała swoją mrożoną kawę. Na mój widok od razu się rozpromieniła. Dosiadłam się do niej i zamówiłam gorącą czekoladę i cynamonowe ciasto. Śmiejąc się i długo rozmawiając nie zauważyłyśmy, że z wczesnego ranka zrobiło się południe. 
- Oh nie! Zapomniałam, że mam się dzisiaj zaopiekować siostrą- powiedziała Maribell.
- W takim razie wychodzimy. 
Wyszłyśmy z kawiarni i skierowałyśmy się w stronę domu Maribell. Postanowiłam, że ją odprowadzę, żeby spędzić z nią więcej czasu. Potem szybkim krokiem skierowałam się w stronę mojego domu. Nie mogłam się doczekać powrotu. Chciałam się dowiedzieć czy tata dostał wymarzony awans. Jednak nie pomyślałam, że od tego może zmienić się moje życie... 
                                                         *                *                 *

I jak Wam się podoba? Komentujcie, bo chcę wiedzieć czy w ogóle jest sens żebym to kontynuowała (: 

Zapowiedź

Blanca jest siedemnastoletnią, wesołą dziewczyną. Przez swojego tatę zmuszona została do ciągłych przeprowadzek. Któregoś dnia tata dziewczyny otrzymuje awans, którego warunkiem jest wyjazd z kraju. Jak potoczą się losy nastolatki, czy znajdzie swoje miejsce na ziemi? I najważniejsze, czy w końcu się zakocha? By poznać odpowiedzi zapraszam do lektury (: